POLSKI ZWIĄZEK JUDO

rok założenia 1957

Jesteś tutaj

Wiara w siebie czyni cuda. Seminarium szkoleniowe z trenerem Katsuhiko Kashiwazaki.

W dniach 15-17 czerwca, w Centralnym Ośrodku Sportu w Zakopanem odbyła się konferencja szkoleniowa z trenerem Katsuhiko Kashiwazaki. Głównym tematem szkolenia była nauka sutemi waza oraz elementy ne waza. Szkolenie obejmowało 6 jednostek treningowych, a wiedza przekazana przez japońskiego trenera przyda się uczestnikom podczas szkolenia we własnych klubach.

Trener Katsuhiko Kashiwazaki, urodził się 16.09.1951 r. w Kuji, Iwate. Jego tata miał 2 dan w judo, więc i on rozpoczął trening wieku 10 lat. Na pytanie o inne sporty w jego życiu odpowiedział:Normalnie Europejczycy, kiedy są dziećmi, trenują wiele sportów: piłkę nożną, koszykówkę, judo itp. Ale w Japonii, dzieci trenują tylko jeden sport. Dziesięciobój lekkoatletyczny uznawany jest za króla sportów, ale nie w Japonii. Tam nikt tak nie myśli. Trenując 10 dyscyplin w każdej jesteśmy średni, ale ogólnie bardzo mocni w całości. Dla Japończyków bycie średnim w wielu rzeczach jest nic nie warte.

Niestety, początki treningu judo nie należały do najłatwiejszych. Kashiwazaki był najmniejszy na tatami, a przez pierwsze 2 lata nie wygrał ani jednej walki: Naprawdę, myślę że byłem
całkiem głupim dzieckiem. Prze dwa lata nie mogłem wygrać zawodów. Jak zacząłem trenować judo to mój trener nauczył mnie najważniejszej rzeczy, ukemi (padów). Kiedy przyszły zawody, ktoś mnie atakował to ja skakałem i robiłem dobry pad. Wstawałem i byłem szczęśliwy, że zrobiłem dobry pad, ale mój sensei się nie uśmiechał. Miałem tylko 10 lat i nie rozumiałem…

Jego rodzice, oboje nauczyciele chcieli, aby syn postawił na naukę. Jednak Katsuhiko był bardzo uparty i konsekwentny. Nauczyciele nie byli dla niego łaskawi – uważali go za słabego ucznia. Dodatkowo on zamiast uczyć się planował każdą walkę w zbliżających się zawodach. Jednak jego trener, widział jak połączyć sport z nauką: W naszym dojo była zasada: jeśli trenujesz godzinę to później musisz się uczyć przez godzinę, jeśli trenujesz dwie godziny to uczysz się później przez dwie. Kiedy uczyłem się czegoś zawsze siadałem koło senpaia (starszego kolegi), który był mądrzejszy. Tak się uczyłem.

Młody Katsuhiko tak bardzo chciał ćwiczyć judo, że posunął się do bardzo ciekawej rzeczy. Otóż przed zawodami wypisywał dyplomy zwycięzcy z własnym nazwiskiem. Na przykład siedziałem na lekcjach matematyki i rozpisywałem zawody na kartce. Rozpisywałem każdy atak, np atakowałem na seoi nage, ale przeciwnik się bronił, nie działało. Później w drugiej akcji znowu atakowałem seoi nage, znowu nie działało. W trzeciej akcji markowałem seoi nage i robiłem rzut w przeciwną stronę. Zdobywałem kokę i przechodziłem do trzymania. Wszystko było na papierze. Ale na końcu zawsze wygrywałem, zawsze zdobywałem złoty medal.

Wizualizacja sukcesu (nie tylko na tatami) przyniosła Japończykowi wiele korzyści. W wieku 17 lat złamał łokieć (4 razy!), co uniemożliwiło mu wykonywanie jego ulubionej techniki – seoi nage. Do tej pory ma ograniczony ruch w stawie łokciowym. Jak sam mówi – gdyby nie kontuzja nigdy nie zostałby mistrzem. Przez 2 lata nie mógł w 100% oddać się treningowi. Doskonalił za to jeden ruch i to doprowadziło go do perfekcji. Jego ulubioną techniką została tomoe nage i inne techniki sutemi waza. Tak, to prawda straciłem swoja najlepszą technikę seoi nage. Jednak myślałem, że naprawdę kocham judo, więc chcę je kontynuować. Dlatego potrzebowałem nowych technik. Jestem szczęśliwym człowiekiem i zawsze myślałem o dobrej drodze.
I pomimo niskiej wagi (w liceum ważył ok 50 kg), nie poddawał się. Kiedy dostał się na Uniwersytet Tokijski, był najsłabszym zawodnikiem w najmocniejszej grupie judoków w kraju. Aby zwrócić uwagę trenera, wygrywał każdy poranny bieg (codzienny rozruch). Dzięki uporowi, po trzech i pół roku studiów, stał się wiodącym zawodnikiem. Na pytanie jak to mu się udało, odpowiada:Jestem głupi dlatego, że zawsze miałem pewność siebie. Może czasami za dużo. Zawsze wierzę w siebie, nigdy nie myślę o porażce, zawsze myślę, że mogę wygrać. To wszystko.

Pomimo niskiej wagi (ważył ok 65 kg), startował w zawodach miedzy uniwersytetami w kategorii open. Był już wtedy kadrowiczem, jednak po studiach postanowił wrócić do swojej rodzimej miejscowości by pomóc rodzicom. Został nauczycielem wychowania fizycznego, uczył judo i innych sportów. Samodzielnie przygotowywał się do zawodów, a jego uke byli jego podopieczni, którym daleko było do zaawansowanych kadrowiczów. Dlatego przez 7 lat „walczył z cieniem” imitował ruchy rzutów, nie walcząc przy tym z żadnym przeciwnikiem. Wyobrażał sobie różnych rywali – niskich, wysokich, walczących na różne strony i tak doskonalił swoje judo. W tym czasie został wicemistrzem świata ( 1975 rok w Wiedniu). Był powołany na Igrzyska Olimpijskie w Moskwie (1980 rok), jednak bojkot zawodów uniemożliwił mu start. Udowodnił swoją moc w 1981 roku, kiedy został mistrzem świata (w Maaestricht). Jego sekretem na sukces był plan walki – uważał, że nie jest utalentowany, więc musi mieć wszystko zaplanowane i przygotowane wcześniej. Duże problemy z kręgosłupem doprowadziły go do przymusowego odpoczynku. Nie mógł ćwiczyć, a co więcej, wstać z łózka. To był sygnał do zakończenia kariery sportowej, podczas której był wielokrotnym mistrzem Japonii. To była kontuzja kręgów szyjnych i nikt do końca nie wiedział co mi jest. Miałem przemieszczone kręgi, które uciskały na rdzeń kręgowy. Nie miałem przez to czucia w połowie ciała, nie mogłem mówić, spędziłem w szpitalu trzy miesiące nie mogąc się ruszać. Ale po 3 miesiącach mogłem wstać i zacząć judo. Oczywiście lekarze i mój trener powiedzieli, że to koniec. „Masz złoty i srebrny medal z mistrzostw świata, może wystarczy?.” Miałem też ponad 30 lat, całkiem dużo jak na profesjonalnego sportowca. Chodziło mi jednak o to, żeby zachować pewność siebie. Nie dla judo, ale dla życia. To jest całkiem ważne. Stwierdziłem, że mogę walczyć, ale po raz ostatni. Zaprosiłem wszystkich swoich przyjaciół, rodzinę i powiedziałem, że będę mistrzem jeszcze raz. Przyjdźcie zobaczyć moją ostatnią walkę. Przyszli, a ja wygrałem Jigoro Kano Cup i skończyłem karierę.

Do każdego turnieju podchodził w 100% pewny wygranej. Kiedy miał jakiekolwiek wątpliwości wolał nie startować w ogóle. Po kilkumiesięcznej podróży i odpoczynku, dostał propozycję od pana Matsumae objęcia posady trenera głównego i wykładowcy na uniwersytecie w Katsurze. Szybko przekonał do siebie zawodników judo i stworzył (od zera) najmocniejszą grupę studentów. Na pytanie „Jak to zrobił?” odpowiada: Najważniejszą rzeczą, kiedy uczysz innych, jest żeby dać im pewność siebie. To jest bardzo ważne. Na początku wybierałem słabe uniwersytety, z którymi rywalizowaliśmy. Moi studenci mieli tylko 18 lat musiałem zbudować im pewność siebie, wiec stopniowałem uniwersytety, z którymi się mierzyliśmy. Zawsze wygrywaliśmy, a jak przychodziła porażka, to mówiłem, że dzisiaj może nie byli w najlepszej formie. Zawsze im dawałem pewność siebie. I byli szczęśliwi. Zawsze im powtarzałem, że są młodzi i w tym momencie nie są jeszcze mistrzami, ale mogą trenować ciężko jak mistrzowie.

Katsuhiko Kashiwazaki był również trenerem kadry olimpijskiej Japonii na igrzyska w Barcelonie (1992 rok) oraz prowadził kadry Kanady Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Obecnie jest na emeryturze, podróżuje po świecie prowadząc seminaria, uczy judo wnuków. Zrobiłem małe dojo tylko dla siebie, wielkości jednego pola walki - 8x8. Kocham judo i lubię zapach maty, więc mam ją w domu. Jak jestem wolny, jem śniadanie i idę do dojo. Studiuję udo, oglądam walki i jestem bardzo szczęśliwy. Popołudniami 2-3 razy w tygodniu uczę judo na uniwersytetach i to różnych kampanii. Moim hobby jest również bieganie maratonów i chodzenie po górach.

Na pytanie o walki z Polakami, uśmiechnął się i odpowiedział: Pawłowski, pamiętam jego imię i technikę soei nage. Nie był za wysoki i jego twarz była zawsze zła niczym twarz starego człowieka. Tak czułem oczywiście, kiedy bylem zawodnikiem. Zapomniałem ile razy z nim walczyłem, ale kilka na pewno. Oczywiście zawsze wygrywałem przez ippon (śmiech).... ale pamiętam on był bardzo silny, dobry judoka!
Podczas krótkiego pobytu w Polsce, Japończyk odwiedził Kraków, Auschwitz i Wieliczkę. Dodał również, że gdyby miał czas to chętnie zwiedziłby polskie góry. Każdego roku wspinam się na górę Fuji. Polubił również polskie, kiszone ogórki.

Wywiad przeprowadziła Małgorzata Skierczyńska, asystował jej Antoni Maciołowski.