- O krążek na Igrzyskach może być łatwiej niż w Grand Slam, ale najpierw trzeba się zakwalifikować do turnieju w Tokio” – mówi Antoni Zajkowski, pierwszy polski medalista olimpijski w judo. Zdobył srebrny medal w Monachium w 1972 roku w wadze 70 kg.
Pierwotnie kwalifikacji w judo miały zakończyć się po zawodach Masters w Katarze, ale z powodu rozprzestrzeniającego się koronawirusa ten okres został przedłużony o miesiąc, tj. do końca czerwca. Nie wiadomo jednak, co dalej z rywalizacją o „bilety” do Japonii, bowiem na całym świecie wzrasta liczba zarażonych i zmarłych. Poza tym, co najważniejsze, igrzyska w Tokio zostały przesunięte na 2021 rok.
- Spodziewałem się, że w obecnej sytuacji nie będzie możliwości przeprowadzenia olimpiady na przełomie lipca i sierpnia 2020 roku. Zbyt wiele kłopotów dotyka poszczególne kraje, by teraz myśleć o sporcie. Zresztą nikt nie trenuje, a żadne zawody nie są rozgrywane. Więc jak w tej sytuacji nawet zdobyć kwalifikację? Oczywiście można przyjąć za końcowy stan na teraz na liście rankingowej, albo jeśli igrzyska odbędą się za rok, to o kilka miesięcy trzeba przesunąć możliwość zdobywania punktów do rankingu olimpijskiego – stwierdził Antoni Zajkowski.
Gdyby kwalifikacje już się skończyły, do Tokio pojechałoby pięcioro polskich judoków: Agata Perenc 52 kg, Julia Kowalczyk 57 kg (na premiowanym miejscu jest też Anna Borowska), Agata Ozdoba-Błach 63 kg, Beata Pacut 78 kg i Maciej Sarnacki +100 kg.
- Z pewnością szansę na podium igrzysk ma Julia Kowalczyk, która wywalczyła brąz podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Tokio. Ale nie tylko ona może myśleć o sukcesie olimpijskim. Igrzyska mają to do siebie, że z jednego kraju może wystąpić po jednej osobie w danej wadze i jest łatwiej niż w Grand Slam czy Grand Prix, gdzie niektórzy wystawiają po czterech swoich reprezentantów. Przecież przebicie się przez grupę np. Japończyków jest istnym horrorem – podkreślił były reprezentant Polski.
Antoni Zajkowski jest Wicemistrzem Olimpijskim z Monachium. Rok wcześniej (1971) sięgnął po brąz MŚ. Natomiast w ME zdobył dwukrotnie srebro (1969, 1971).
- Bardzo miło wspominam naszego trenera Hiromiego Tomitę, który w drugiej połowie lat 60. objął polską kadrę. To był bardzo młody, 24-letni Japończyk, który przeszedł bardzo mocny cykl przygotowań do igrzysk w Tokio, choć akurat wtedy się nie załapał do reprezentacji. Pracując z nami powielił to, czego się nauczył w ojczyźnie. To była niesamowita harówka, która dała znakomita efekty. Po jego odejściu jeszcze przez lata byłem blisko judo, ale chyba już tylko za trenera Waldemara Sikorskiego pracowaliśmy podobnie, choć nie tak ciężko.
- Hiromi Tomita miał wszystkich kadrowiczów w ośrodku w Gdańsku. Dzień w dzień doskonaliliśmy swoje umiejętności, stąd później medale na wielu imprezach. Właściwie non stop przez cały rok przebywaliśmy razem i trenowaliśmy. To nie to samo, co tydzień-dwa zgrupowania, powrót do domu i klubu, i znów obóz z kadrą – podkreślił Antoni Zajkowski.
Na Igrzyskach w Monachium wygrał trzy walki, a w kolejnej przegrał z faworytem kat. 70 kg Japończykiem Toyokazu Nomurą. Później polski zawodnik pokonał jeszcze dwóch faworytów, a w finale znów spotkał się z Nomurą. Ponownie górą był Azjata.
- Ówczesny system rozgrywania turniejów sprawiał, że jedna porażka nie eliminowała judoki z walki o złoto. Dziś po jednej przegranej można najwyżej zdobyć brąz. Wtedy obowiązywał tzw. podwójny repesaż i dzięki niemu dwa razy rywalizowałem z Nomurą – przyznał.